czwartek, 1 lipca 2010

Warszawa part#1

Na miejscu zbiórki ekipa stawiła się pół godziny wcześniej, co skwapliwie wykorzystał Migacz przyjeżdżając 15 minut przed czasem. Niestety Stasiu nie ogarnął prostego przekazu zawartego w smsie i pomylił stację Gdańsk Oliwa z Gdańsk Wrzeszczem. Pokonując 1,5 km odcinek w czasie półtora godziny dotarliśmy na rzeczoną stację i następnie klucząc po Gdańskich uliczkach, które większość ekipy widziała pierwszy raz w życiu wyskoczyliśmy na trasę Gdańsk-Warszawa jednocześnie witając korek pod sam horyzont...
500 przekleństw później osiągnęliśmy oszałamiającą średnią prędkość furmanki na wspomagaczach i cisnąć przed siebie jechaliśmy podbijać Warszawkę. Mniej więcej w połowie trasy przy ogólno-grupowym kryzysie pompy zatrzymaliśmy się na w pełni nowoczesnej stacji BP położonej po środku niczego.
Pomijając wiele kolejnych mało znaczących wątków (ogień na dwie ciężarówki z naprzeciwka) dotarliśmy do wskazanej przez Truszcza (Mikołaj Truszczyński) lokacji. Pokonując przed wojenne zabezpieczenia zameldowaliśmy się w pokoiku 3x2.
Wymęczona ekipa + Grabuś (Andrzej Grabowski - który został zgarnięty z pętli tramwajowej mimo jego przyrzeczeń, że jedzie autobusem) zaczeła draft.
Draft - przeklinając sążnie po obczajeniu erek znajdujących się w paczkach - a także draftując niebosiężne bomby w obrębie 14 picku (sam zgarnąłem wampira - Bloodthrone Vampire - wygrał mi 3 gry). W okolicach godziny 3:30 opierdzieliśmy wystawę hostelową z jedynych paluszków znajdujących się w obrębie półtora kilometra.
Będąc w pełni sił Stasiu i Kijanka rozpoczeli bardzo wymagający mirror jundów. A teraz idziemy w kimę.

Pisali - Migacz + jedno zdanie, Stalkerowaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz